Byliście kiedyś w Tatrach? Podobało Wam się? To pytanie jest raczej retoryczne ale wiadomo, każdy człowiek jest inny i nie wszyscy muszą być miłośnikami gór. Jeśli nie mieliście okazji tam być to serdecznie polecam i w tej chwili postaram się pomóc Wam przenieść się na chwilę w to cudowne miejsce. Za każdym razem przeżywam pobyt w górach inaczej, odkrywam je na nowo, niezależnie ile razy tam wcześniej byłam.
Ruszamy w góry na spotkanie jakiegoś dobra, z wiarą, nadzieją, pewnością, że ono tam jest. Rozmaite mogą być jego postacie. Doświadczenie Natury ujawniającej ład i harmonię, intensywność przeżycia, którą niesie dobrowolny wysiłek, pokonano słabość i strach, czy wreszcie uroda tego świata, piękno, co leczy nas ze zmartwień. Małe miejsce, wielkie dobro…
Nie będzie dzisiaj powtórki z geografii, choć miło wspominam czasy liceum i obozy wędrowne z panem od geografii. To dzięki niemu zaczęłam poznawać góry i dostrzegać ich piękno. Nie będzie też dokładnego opisu szczytów górskich i charakterystyki szlaków. Pewnie niektórych teraz zawiodłam ale uważam, że o tym powstaje codziennie dużo wpisów w Internecie, a na grupach związanych z Tatrami, przewijają się tysiące postów. Nie zamierzam ich powielać.
Jedynym minusem wyboru Tatr na letni wypoczynek jest odległość, jaką trzeba pokonać na dojazd. Oczywiście mieszkając w okolicy Poznania bo np. z Krakowa to żabi skok. Na szczęście widoki, jakie tam na mnie czekają, wynagradzają te długie godziny siedzenia w aucie. Tym razem zaszyłam się na dłużej w miejscowości Bańska Wyżna. Świeże powietrze, owce, krowy, biegające luzem psy, wszędzie ogrom zieleni i góry skąpane w blasku słońca. Czego chcieć więcej? Jedynie dobrego towarzystwa (a to na szczęście miałam) i pięknej pogody. W sierpniu nie zdarzyło mi się jeszcze żeby było szaro i brzydko. Co prawda jednego dnia padało bardzo mocno przez kilka godzin, ale wtedy warto znaleźć jakąś alternatywę dla pieszej wycieczki na szczyt. Odwiedzić Zakopane, pochodzić po Krupówkach, przegryźć oscypka (i np. zaopatrzyć się w pamiątkowe magnesy).
Na zdjęciu poniżej znajduje się siedziba Tygodnika Podhalańskiego, którą zawsze chciałam zobaczyć z bliska. Akurat w pobliżu był przystanek autobusowy, z którego ruszał nasz bus do Bańskiej Wyżnej.
Pomnik kurierów Tatrzańskich
Można wypić kawę i zjeść lody w centrum, albo tak jak my odwiedzić Park Iluzji, który z czystym sumieniem polecam i dla dzieci i dla dorosłych. Ciekawe zjawiska fizyczne, odrobina magii i tajemniczości. Cena za bilet nie jest mała, ale moim zdaniem warto. Nie będą to na pewno pieniądze wyrzucone w błoto.
Wracając do naszej bazy noclegowej…Pyszne jedzenie w lokalnej karczmie. Gdybym się tam żywiła codziennie, przyjechałabym z wakacji 5kg cięższa:)) W zasadzie, podczas tego urlopu, wszędzie, gdzie miałam okazję zjeść w Tatrach, dania były smaczne, przygotowane jak w domu i na tyle duże porcje, że po nich nie miałam miejsca w żołądku, aby zdecydować się na deser. Może to dobrze, bo jak wiemy cukier „idzie” w biodra i szkodzi. Z drugiej strony patrząc na to, ile km robi się podczas przemierzania szlaków, jakie wysokości się pokonuje, ile potu wylewamy – jedna szarlotka dziennie, nie powinna zrobić różnicy.
Byłyśmy na Rusinowej Polanie, Gęsiej Szyi, na Nosalu, na Wielkim Kopieńcu, na Plaży Pieniny, położonej nad Jeziorem Czorsztyńskim, u stóp zamku w Niedzicy. W tym miejscu obchodziłam w tym roku urodziny, tak więc na długo zapamiętam ten dzień. To już taka moja mała tradycja i najlepszy prezent.
Odwiedziłyśmy też prawdziwą górską bacówkę. Pierwszy raz z bliska widziałam jak wygląda „fabryka” oscypków i przy okazji miałyśmy przyjemność posmakować słynnego górskiego specjału, wytwarzanego na miejscu.
Wędrówkę nad Morskie Oko, z różnych względów sobie podarowałyśmy i nie żałuję. Na Kasprowy Wierch też nie wjechałyśmy. Gigantyczne kolejki do kas (zakup biletów on-line tu nie pomoże, obowiązują limity ilości turystów, którzy mogą wjechać na ten szczyt danego dnia. Ceny biletów, w moim odczuciu, są wysokie.
Wraz z moimi wspaniałymi towarzyszkami wakacji, obowiązkowo udałyśmy się także do kapliczki na Wiktorówkach. Jeśli to czytasz i byłaś/byłeś tam, to wiesz o czym mówię. Dobrze się czuję, kiedy mogę, choć przez chwilę pobyć tam w ciszy, porozmawiać z Bogiem i wyrazić wdzięczność za to, co mam. Jest to przepiękne miejsce (w każdym aspekcie) a przy tym niezwykłe w swojej prostocie. Mam taki cel, a może bardziej marzenie, żeby móc wziąć udział w Pasterce, właśnie w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr. Oglądałam zdjęcia z tego wydarzenia, wysłuchałam opowieści kolegi, który co roku tradycyjnie modli się 24.12 w tej kaplicy. Niestety w tej chwili miałabym trudności z realizacją tego marzenia. Na szczęście co się odwlecze to nie uciecze i na pewno kiedyś odhaczę to na mojej liście, jako wykonane. Przy okazji tego wpisu, zamieszczam poniżej słowa modlitwy pt. „Tyś po Bogu największą pociechą” do Królowej Tatr. Tekst jest na tyle oryginalny i w moim odczuciu piękny, że warto się z nim zapoznać, bez względu na to, jaką religię wyznajemy.
Cudowna Jaworzyńska Pani. Tyś po Bogu największą pociechą. Biegnę do Ciebie, staję przed Tobą i błagam o pomoc Maryjo. Tyle cudów uczyniłaś w tym górskim zakątku. Tak wielu nieszczęśliwych uleczyłaś z chorób duszy i ciała. I niejednemu otarłaś łzy z oczu. Matko leśnej ciszy, Dostojna Królowo Tatr, hal, baców i potoków huczących srebrzystą wodą. Opiekunko zwierząt i górskiej przyrody. Matko najmilsza spośród wszystkich matek. Ty z różańcem w ręku, wiesz dobrze i znasz troski, każdego kto do Ciebie się ucieka. Dziękujemy Ci Panno Święta za szlak wiodący do Ciebie, Choć to czasem zasnuty śniegiem, wyścielony błotem… ale idziemy. Jakoś lżejsze to powietrze czym bliżej do Ciebie. Matko, która wspierasz nie tylko nas górali, ale i turystom dajesz swoje duchowe wzmocnienie. Prosimy Cię prowadź nas tą drogą, która zawsze pewna. A kiedy Matko zapadnie mrok i ciemność życia naszego, oddal mgłę i burzę I zaprowadź nas do domu wiecznego szczęścia. Amen.
Jak już kiedyś pisałam, przy okazji innego tematu – góry mnie wyciszają, pomagają uciec od problemów, spojrzeć z innej perspektywy na pewne sprawy. Będąc tam potrafię bardziej się zregenerować niż nad morzem, gdzie raczej biernie odpoczywam i po kilku dniach już mi się zaczyna nudzić. W górach nie pamiętam żebym tak się czuła czy miała problem z tym, jak spędzić dzień?
Niby wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, ale myślę, że odnalazłabym się po przeprowadzce w Tatry. Nie miałam okazji być tu zimą, więc ciężko powiedzieć jak jest w tzw. trudnych lub ekstremalnych warunkach, kiedy panują śnieżyce, halny urywa głowę i wybudza nas co chwilę ze snu. Nie doświadczyłam, więc nie będę zgadywać („co by było gdyby”). Znam tylko opisy. Najlepiej by było porozmawiać z rodowitym góralem i wypytać. Żeby nie okazało się potem, jak w tym słynnym już nagraniu, które krąży od lat w Internecie pt. „Nowy domek w Karkonoszach”. Tylko nie słuchajcie go w obecności dzieci, ze względu na przekleństwa. Kto słyszał, to wie o czym mówię. Niby śmieszne, ale jeśli tak to faktycznie wygląda i zmagamy się z codziennymi problemami, których mieszkając w dużym mieście byśmy nigdy nie doświadczyli, to już jest mniej zabawne. Macie jakieś doświadczenia związane z mieszkaniem w górach? Uwielbiam słuchać opowieści górali, którzy ze swoim charakterystycznym akcentem, starają się przybliżyć historię swojego regionu, ciekawe fakty i zabawne anegdoty.
Starajcie się w Tatrach kłaść spać o gwiazdach, wstawać o świcie, śpieszyć się powoli.
Dodaj komentarz