
Zacznę tym razem negatywnie, choć zazwyczaj staram się podchodzić pozytywnie do życia. Dziś jednak, uświadomiłam sobie idąc do pracy, ile sytuacji mnie permanentnie wkurza (niektóre od lat). Poczułam, że chcę się tym z Wami podzielić. Czy Was także denerwują takie sprawy? Przeczytajcie i oceńcie. Może nie do końca jest tak, że nic nie da się z tym zrobić i nie warto pozostawać biernym, nie reagować czy przechodzić do porządku dziennego. Nie zastosuję tu hierarchii od najbardziej irytującej mnie rzeczy do tej, która na mnie najmniej negatywnie działa, jednak opiszę te wiodące.
Czekasz na przystanku autobusowym, PKP, tramwajowym (nie ma znaczenia jakim), lub idziesz chodnikiem, wdychasz zapach akacji, bzu, który jest teraz w pełnym rozkwicie, czujesz wiosnę i nagle dochodzi do Ciebie zapach dymu papierosowego, który najczęściej jest na tyle intensywny, że kiedy jest się palaczem biernym, jak ja, która w życiu nawet nie próbowała palić papierosów, zaczynam się dusić i źle mi się oddycha. Mieszkając w bloku, czuć potem tytoń w całym domu, mimo, że ktoś palił piętro niżej, a nie na sąsiednim balkonie. Rozumiem, że dla palaczy jest to nałóg, przyjemność, forma odstresowania, ale miło by było gdyby pomyśleli o innych w miejscach publicznych, przede wszystkim o dzieciach, które w ten sposób się trują. Nie wiem jak powinien zostać rozwiązany ten problem, ale uważam, że jest to egoistyczne i ktoś, kto to robi, nie liczy się w ogóle z innymi, którzy NIE palą.


Sprawa kolejna to stanie w przejściu, w drzwiach wyjściowych w pociągu, autobusie, metrze i brak jakiejkolwiek reakcji kiedy inne osoby, które chcą wysiąść na swojej stacji, nie mają możliwości.
Nie lubię też pędzących rowerzystów (mimo, że sama lubię jeździć na rowerze), którzy z pretensjami wręcz, zwracają uwagę, że się im nie zeszło z drogi (która nie jest typowo dla rowerzystów a dla wszystkich uczestników ruchu). Przyznam, że kiedy idę do pracy to ostatni odcinek trasy jest dla mnie stresujący, właśnie przez rowerzystów i pędzących na hulajnogach.



Kolejna rzecz, również na mojej drodze z pracy i do pracy. Jest przejście przez pasy (bez sygnalizacji) i samochody dość szybko poruszają się na szosie. Często zdarza się, co jest bardzo niebezpieczne, że pojazd na jednym pasie zatrzymuje się, żeby przepuścić pieszego (mnie), a na drugim pasie się nie zatrzymuje tylko zapier…..a, jakby nie widział, że pojazd obok nie zatrzymał się, aby zobaczyć dzięcioła stukającego w drzewo albo przenieść ślimaka przechodzącego przez drogę, tylko w celu przepuszczenia pieszego! Przez takie zachowania kierowców zginęłabym już kilka razy. Czasem widoczność jest ograniczona i kierowcy z jednego pasa nie widzą dobrze przejścia dla pieszych, jednak doskonale widzą zatrzymujące się samochody na sąsiednim pasie przy przejściu. Część kierujących potrafi nawet krzyczeć na przechodniów i mają pretensje, co jest totalnie irracjonalne.
Teraz będzie nieco humoru, żeby nie okazało się, że ze mnie malkontent i szukam dziury w całym. Ośrodki Zdrowia, gdzie czeka się żeby od rana zrobić morfologię albo w szpitalu. Przed godziną otwarcia są już dzikie tłumy, głównie osoby starsze, być może na emeryturze, ale nie o to chodzi. W każdym razie na pewno mają więcej czasu niż pracujący, lub czekający z małymi, przestraszonymi dziećmi. Pamiętam, że nawet w ciąży, gdzie powszechnie wiadomo, że w ciąży kobieta powinna mieć pierwszeństwo w kolejce, ludzie przede mną kręcili nosem, gdy pytałam czy mogłabym wejść przed nimi. Bywało, że ktoś zabijał wzrokiem. Dodam, że był to stan zaawansowany i widoczny brzuch. Pacjenci kłócą się w kolejce, dużo ludzi ma jakiś problem i są wrogo nastawieni, nawet gdy ktoś zapyta czy może wejść tylko po wyniki badań albo tylko po to, żeby zostawić mocz do badania. Nie wiem jak to wygląda w innych krajach, być może podobnie? W tym przypadku chyba system numerków to najlepsze rozwiązanie. Wtedy nikt nie ma pretensji o pierwszeństwo w kolejce. Choć ten sposób nie rozwiązuje przypadków rodziców z małymi dziećmi i kobiet w stanie błogosławionym.
Sprawa kolejna, wyprowadzająca mnie z równowagi. Zdarza się, że PKP ma awarie różnego rodzaju, a że na co dzień podróżuję pociągiem, to niestety doświadczam tego osobiście. Bardzo często w takiej sytuacji nikt z obsługi PKP nie informuje pasażerów o tym, co się dzieje, dlaczego stoimy, ile będziemy czekać aż pociąg ruszy dalej, albo co mamy robić w związku z tym, co się wydarzyło? Pozostać na miejscu i czekać na usunięcie awarii, przesiąść się do innego pociągu, czy może wysiąść i iść pieszo? Oczywiście wszystko zależy od tego w jakim miejscu pociąg się zatrzymał, z jakiego powodu stoimy (wypadek na torach, awaria pociągu, problemy z systemem kierowania ruchem). Najczęściej wiemy tylko, że pociąg ma opóźnienie i że opóźnienie może się zwiększyć, za co uprzejmie PKP przeprasza:) Dobre i to. Tak niezmiennie od lat. Owszem, można zawsze złożyć skargę albo poprosić o zaświadczenie od konduktora, że potwierdza opóźnienia pociągu, jednak nie zwalnia to z odrabiania spóźnienia w pracy.

Jedziemy dalej….
Człowiek marzy o tym, żeby odpocząć, zrelaksować się po ciężkim dniu w pracy, albo po całym stresującym tygodniu i wtedy zdaje sobie sprawę, że cisza nie będzie możliwa do osiągnięcia, kiedy tylko otworzymy okna czy drzwi balkonowe. Dźwięki pędzących (dosłownie pierdzących) motocykli, quadów, samochodów z charakterystycznymi odgłosami tłumików, są dla mnie bardzo denerwujące i owszem, mam świadomość, że mieszkam w mieście przy głównej ulicy, ale często kierowcy robią to specjalnie. Przyspieszają, żeby jeszcze bardziej podkręcić jazdę, o tzw. drifterach nie wspomnę. Nie ma to jak pisk opon i dym palącej się gumy z „laczków”.


Bardzo nie lubię też kiedy spaceruję z psem, nieważne czy na wsi – na mojej działce czy w mieście, w lesie czy nad jeziorem i widzę psy biegające bez smyczy, a w dodatku nie są to jamniki tylko raczej duże psy, które nie zawsze są posłuszne właścicielom i nie określiłabym tych ras, że są to psy łagodne. Cała ta sytuacja mnie stresuje, nie ufam takim zwierzętom na wolności, mimo że uwielbiam psy. Przykładów z czapki nie muszę wymyślać ponieważ nie jeden raz przeżyłam na własnej skórze spotkanie np. z amstaffem, albo psem rasy Alaskan Malamut. W takich momentach nie wiem czy ratować siebie, mojego psa czy nas oboje. Mam nadzieję, że nigdy nie skończę zawałem serca widząc nadbiegającego, najeżonego olbrzyma. Kiedyś w lesie biegał luzem husky, który z daleka przypominał wilka. Akurat tego dnia nie towarzyszył mi mój pies, bo to była przejażdżka rowerowa, jednak najadłam się strachu.

Pisząc te wszystkie przykłady nie chciałabym zostać odebrana jak główny bohater z filmu „Dzień Świra”. Po prostu dzielę się moimi spostrzeżeniami i tym, co mnie boli na co dzień.
Zjawisko, które bardziej mnie rani niż denerwuje, to widok śmieci w wodzie (plastikowe i szklane butelki), a w lesie zużyte AGD czy inne rzeczy, których miejsce jest na wysypisku śmieci a nie na łonie przyrody. Siatki na gałęziach drzew, w które ptaki mogą się zaplątać, szkło, nie tylko mogące wywołać pożar lasu ale zbite, które kaleczy zwierzęta. Ścieki wylewane do rzek, jezior i mórz nie dość, że śmierdzą to trują ryby i uniemożliwiają kąpiel w takiej zanieczyszczonej wodzie.
Zdarzyło się Wam leżeć na plaży, spać albo opalać się i nagle dostać w głowę z piłki, którą ktoś gra w siatkówkę plażową, albo w ringo ? Przyznaję, że kiedy słyszę dźwięk odbijanej piłki to momentalnie przechodzę w stan czuwania i mogę zapomnieć o relaksie. Wiem, że przestrzeń nad morzem nie służy tylko do leżenia, ale też do zabawy. Mówię tylko, że mi to przeszkadza. Mam świadomość, że tego nie zmienię, jednak zdarzyło mi się już odpowiedzieć dosadnie komuś, kto przyszedł odebrać ode mnie piłkę, po tym jak wpadła mi na koc.
Aaaa, o mało co bym zapomniała o moim ulubionym. Kiedy robi się zimno i zaczyna się tzw. „sezon grzewczy”, nie da się otworzyć okien, żeby przewietrzyć mieszkanie. Smog jest wszędzie. To samo na spacerze. Zamiast oddychać świeżym powietrzem, mam problem żeby w ogóle normalnie wdychać tlen. Wracam do domu, śmierdzą mi włosy, ubranie. Zastanawiam się zawsze wtedy czy fabryki palą stare opony, plastiki, płyty OSB? Zresztą nie tylko przedsiębiorstwa bo zwykli mieszkańcy robią to samo. Jak dobrze, że teraz jest ciepło i przez kilka miesięcy kominków używa się tylko dla przyjemności i stworzenia fajnego klimatu.
Zachęcam do uzupełnienia mojej listy i przy okazji powiedzcie mi proszę – czy nie mam racji zwracając uwagę na to, że są to sytuacje, które zwyczajnie podnoszą ciśnienie w znaczeniu pejoratywnym? Miłego dnia i oby bez niepożądanych niespodzianek!
Dodaj komentarz